Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po upływie może pół minuty, napotkał on przeszkodę w postaci drzazgi drzewa, ważącej pewno ze dwadzieścia razy więcej niż moja osoba. Nastecznik, nie namyślając się długo, chwycił zaporę w potężne szczęki, aż zatrzeszczała, i za jednem szarpnięciem wyrwał ją z piasku. Dokonawszy tego, odniósł drzazgę pieszo i złożył ją o jakie trzydzieści łokci, moich, t. j. blizko o sześć cali od wykopanej jamki, zapewne z przezorności, aby mu do dołu nie wpadła.
Zabawiła mię ta zbytnia ostrożność.
Jeszczem się przypatrywał tym ciekawym dowodom zręczności, jakie składał mój skrzydlaty olbrzym przy zajęciu kopacza i czekałem, co dalej pocznie, gdy nagle rozległ się tuż za mną gwałtowny i urywany brzęk skrzydeł muszych i odwrócił moją uwagę od nęka. Widok, jaki się przedstawił moim oczom, zmroził mi krew w żyłach. O parę łokci odemnie znajdował się pstry pająk, najstraszniejszy z pająków, bo obok chytrości, wrodzonej wszystkim ośmionogom, odważny i napadający zwykle otwarcie na zdobycz. Znajdowałem się zapewne i poprzednio w jego sąsiedztwie, lecz ukryty, czatował, nie zdradzając niczem groźnej swej obecności. Dopiero jakaś duża mucha znęciła go zbytniem zbliżeniem się i potwór jednym skokiem rzucił się na ofiarę. Przedniemi łapami odrazu dosięgnął jednego ze skrzydeł i już gwałtowne trzepotanie nie mogło biednej muchy uratować. Przez parę sekund zdobywała się ona na rozpaczliwe wysiłki, pragnąc nadaremnie wyswobodzić się ze strasznych uścisków kosmatych łap pająka, ale prędko pod magnetycznym wpływem błyszczących ślepi napastnika straciła siły i byłaby już otrzymała ranę w głowę, gdyby niespodziewane nie przyszło jej ocalenie.
W tym samym momencie, w którym napastnik gotował się zadać śmiertelny cios, zadrżał on nagle i jakby skamieniał w postawie, cechującej wielką trwo-