Strona:Epidemia.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieuwagę usiadła na rozpalone żelazko. Panowie pojmują…
Burmistrz. Niezawodnie.
Dr. Triceps. Tyle zachodu ― a jaki krzyk.. to nie bagatela…
Burmistrz. (sentencyonalnie) Ot… życie ludzkie.. (do radnych) Jeżeli panowie pozwolicie - zaczniemy.
Dr. Triceps. Owszem - i owszem. Jeszcze raz proszę o uwzględnienie
Burmistrz. (przystępuje do stołu ― radni zajmują miejsca) Moi panowie! posiedzenie otwarte (przerzuca akty) Niektórzy z naszych kolegów nieobecność swoją usprawiedliwili listownie… nic zresztą ciekawego. Czy mam je odczytać?
Pierwszy Radny. Niema potrzeby ― uwolnić od czytania..
Burmistrz. (pod nosem) Ból gardła, - katar - postrzał w krzyżu - spodziewany poród żony (żartobliwie) Nie powiedzą że mamy na sumieniu wyludnienie Francyi (radni się uśmiechają) do protokołu (wręcza listy sekretarzowi)
Drugi Radny. Za dużo zaszczytu
Burmistrz. Tak każe ustawa (urzędowo) przedewszystkiem należy zanotować, iż naszego kolegę pana Izydora Teoprasta Barbaraux wczoraj wieczorem uwięziono..
Pierwszy Radny. Co? Znowu? Ależ to już po raz trzeci…
Burmistrz. (w dalszym ciągu) Wskutek czego nieobecność jego jest zupełnie usprawiedliwioną. Zwracam uwagę panom, że nie czynię tu nikomu zarzutów ― nie przesądzam sprawy, zaznaczam jeno fakt, jaki zaszedł.
Dr. Triceps. A czy znanym jest przynajmniej przypuszczalny powód uwięzienia?
Burmistrz. Zawsze jedno i to samo. Jeżeli mnie mylnie nie poinformowano, a sądzę że nie ― jestto powód