Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się, niby młotem, w głowę. A i wówczas pojmą to rozumem, a nie sercem.
— Zabierz jednego z twoich kotów — rzekła wreszcie z miną osoby, zdobywającej się na wielkie ustępstwo. — Jednego nie więcej. Nie, nie masz już o czem mówić. Naucz się zaraz na wstępie, Emilko, tej prawdy, że gdy ja coś powiem, to jest to nieodwołalne. Dosyć, Jimmy!
Kuzyn Jimmy połknął coś, co chciał powiedzieć, włożył ręce do kieszeni i gwizdał, patrząc na sufit.
— Skoro ona mówi, tak być musi i basta. Murrayówna! Wszyscy urodziliśmy się z tym uporem, kurczątko i ty też masz w sobie dużo cech Murrayowskich. Nie mów, że nie jesteś Murrayówną! Masz tylko cienką warstewkę Starrowską na powierzchni.
— Nieprawda, ja cała jestem Starrówna, chcę być Starrówną — zawołała Emilka. — Och, jakże ja mam wybrać między Kicią a Nieznośnikiem?
To było doprawdy zagadnienie. Emilka rozważała je przez cały dzień, serce jej krwawiło. Wolała Kicię, to było niewątpliwe. Ale nie mogła zostawić Nieznośnika na łasce i niełasce Heleny. Helena zawsze nienawidziła Nieznośnika. Lubiła raczej Kicię, dla Kici nie była zła. Helena wracała do swego miasteczka rodzinnego, przyda jej się kot. Wreszcie wieczorem powzięła Emilka okrutną decyzję: zabierze z sobą Nieznośnika.
— Lepiej wziąć kota, niż kocicę — rzekł Jimmy. — Niema kłopotu z kociętami, wiesz, Emilko.
— Jimmy! — rzekła surowo ciotka Elżbieta.
Emilka zdziwiona była tą surowością. Dlaczego nie można mówić o kociętach? Ale nie podobała jej

64