Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Helena wróciła do kuchni, dziękując swej dobrej gwieździe, że ma już to za sobą.
Emilka nie lubiła Heleny, ale poczuła się opuszczona po jej odejściu. Teraz była sama wobec trybunału Murrayowskiego. Dużo byłaby za to dała, żeby się znaleźć poza obrębem tego pokoju. Ale na dnie jej świadomości rodził się jednocześnie zamiar opisania tego wszystkiego w swym starym zeszycie. To będzie ciekawe. Będzie mogła opisać ich wszystkich: wiedziała, że potrafi. Miała już określenie na oczy ciotki Ruth: „kamienno-szare”. Były zupełnie podobne do kamieni, takie twarde, zimne, obojętne. Wtem trwoga przeszyła jej serce. Ojciec nigdy już nie przeczyta tego, co ona wpisze do żółtego zeszytu!
A jednak... czuła, że chętnie się wypisze. Jak najlepiej będzie określić oczy ciotki Laury? Takie piękne oczy! Nazwać je niebieskiemi, to nic nie mówi... setki ludzi mają niebieskie oczy... aha! już ma! „Błękitne otchłanie”, oto jest właściwe określenie.
I w tejże chwili zjawił się „promyk”.
Było to po raz pierwszy od tego okropnego wieczora, kiedy Helena czekała na nią na progu. Mniemała, że to już nigdy nie wróci, a oto teraz, w tem najnieodpowiedniejszem miejscu, zjawił się... ujrzała oczami, innemi, niż zmysł wzroku, ten cudowny świat poza zasłoną. Otucha i nadzieja zalały jej duszyczkę, jak fala różowego światła. Podniosła głowę i patrzyła przed siebie odważnie — „hardo”, jak się wyraziła później ciotka Ruth.
Tak, opisze ich wszystkich w żółtym zeszycie, opisze ich w najdrobniejszych szczegółach: słodką cio-

41