Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w półmroku wydawała się teraz dziwnie dojrzała, jakby wyrzeźbiona.
Elżbieta Murray była zimna i ponura. Głos jej brzmiał głucho, ale z ust jej padły zdumiewające wyrazy:
— Emilko, nie miałam prawa czytać twych listów. Przyznaję, że to było niewłaściwe. Czy mi przebaczysz?
— Och! — Był to nieomal głośny krzyk. Ciotka Elżbieta znalazła wreszcie drogę do zdobycia Emilki. Dziewczynka zeskoczyła z łóżka, objęła ramionami szyję ciotki Elżbiety i rzekła urywanym głosem:
— Och, ciotko Elżbieto... żałuję... tak bardzo żałuję... Nie powinnam była pisać tego wszystkiego, ale pisałam tak o tobie, gdy byłam podrażniona, strapiona... i nie wszystko myślałam naprawdę... tego, co najgorsze z pewnością nie myślałam. Czy mi wierzysz, ciotko Elżbieto?
— Chcę w to wierzyć, Emilko. — Dreszcz przeszył wysoką, sztywną postać. Ciężką mi jest myśl, że ty mnie nienawidzisz, ty, dziecko mojej siostry, dziecko naszej Juleczki...
— Och, nie mów... nie mów tego... — szlochała Emilka. — Ja cię pokocham, ciotko Elżbieto, o ile pozwolisz... o ile tego chcesz. Mnie się zdawało, że nie dbasz o to. Droga ciotko Elżbieto!
Emilka przytuliła się mocno do ciotki i ucałowała gorąco blady, lekko pomarszczony policzek. Ciotka Elżbieta złożyła na jej czole pocałunek niemal uroczysty i rzekła, jakby zamykając ostatecznie cały ten rozdział:
— Umyj twarz i zejdź na kolację.

380