Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nawidziła rutynę, była jedyną uczennicą przychylną mu od pierwszego wejrzenia. Inne nie lubiły go, nie wyłączając Rhody Stuart, ale większość przywykła do nieprzyzwyczajania się nigdy do niczego. Emilka rozstrzygnęła wkońcu, że lubi go „szalenie”.
Pan Carpenter był mężczyzną w wieku lat 40 do 50, był wysoki, miał gęste, sterczące włosy, szpakowate wąsy i brwi, rozwichrzoną brodę, jasne błękitne oczy, w których życie jeszcze nie zgasiło blasku i ściągłą, zwiędłą twarz, mocno porysowaną. Mieszkał w małym dwuizbowym domku przy szkole z nieśmiałą, cichą żoną. Nigdy nie mówił o przeszłości, nigdy nie wyjaśniał, dlaczego w tym wieku nie ma lepszego stanowiska, jak posada nauczyciela w szkółce powiatowej, nędznie wynagradzana. Ale niebawem prawda wydobyła się na światło dzienne: pan Carpenter był w młodości bardzo utalentowanym chłopcem i rokował najpiękniejsze nadzieje, lecz rozpił się pod wpływem wesołych kolegów i „zjechał na psy”. Najgorsze było to, że już miał wyższe stanowisko w szkolnictwie, gdy został przeniesiony do tej „dziury”, Czarnowody, bez widoków awansowania kiedykolwiek na lepszą posadę. Może był zrezygnowany, a może nie. Tego nikt nie wiedział, nawet ta cicha, brunatna myszka, jego żona. Fakt, że był dobrym nauczycielem; to jedno było ważne dla mieszkańców Czarnowody. Jeżeli nawet „wypuszczał się” na wódkę, to wybierał na te wyprawy wieczory sobotnie i był w poniedziałek zupełnie trzeźwy. Nie wzbudzał litości i nie pozował na bohatera tragedji. Ale czasami, patrząc na niego podczas lekcji arytmetyki, gdy siedział, pochylony nad zadaniami, doznawała Emilka uczucia wielkiego żalu, żalu

355