Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zrobiła zapewne jej matka własnemi rękami. W pokoju unosił się lekki, mdły zapach. To dusze wszystkich róż, które tu kwitły w ciągu długiego szeregu wiosen i letnich miesięcy, zdawały się meldować, że są tu więzione, niczem w czyśćcu kwietnym. Było coś w tym mistycznym, tajemniczym zapachu, co wywołało w Emilce „promyk”, czem uświęcony został ten pokój raz na zawsze.
Na jednej ze ścian wisiał portrecik matki, namalowany, kiedy była małą dziewczynką. Emilka przyglądała mu się z rozrzewnieniem. Posiadała fotografję matki, jako młodej mężatki, spuściznę po ojcu. Ale ciotka Elżbieta po przyjeździe do Srebrnego Nowiu z Boru Majowego zawiesiła tę fotografję w saloniku, gdzie Emilka widywała ją rzadko. Ta podobizna tutaj, przedstawiająca złotowłosą, rumianą dziewczynkę, była jej własnością. Mogła na nią patrzeć, rozmawiać z nią dowoli.
— Och, matko — mówiła — o czem ty myślałaś, kiedy byłaś taką małą dziewczynką, jak ja obecnie? Szkoda, że nie mogłam cię wówczas poznać! Pomyśleć, że nikt tu nie sypiał od chwili, kiedy uciekłaś stąd z ojcem! Ciotka Elżbieta mówi, że źle postąpiłaś, ale mnie się nie zdaje. Przecież nie uciekłaś z obcym człowiekiem. W każdym razie ja się cieszę, że uciekłaś, bo w przeciwnym razie nie byłoby mnie na świecie.
Emilka, bardzo zadowolona z istnienia tejże Emilki, otworzyła okno, położyła się do łóżka, czując w duszy takie napięcie szczęścia, które graniczy z bólem. Następnych dni, pisząc do ojca, rozpoczęła list od słów: „Drodzy Rodzice”.
„I zawsze od tej pory będę pisywać do Ciebie, za-

348