Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A więc to jest córeczka Julki! — rzekła, podając Emilce pomarszczoną dłoń. — Nie patrz na mnie z takiem zdumieniem, dziecko. Nie bój się. Nie pocałuję cię. Nigdy nie narzucam pocałunków bezbronnym istotom, dlatego tylko że mają one nieszczęście być mojemi krewnemi. No, do kogo ona jest podobna, Karolino?
Emilka w duchu zrobiła grymas. Analizowano teraz jej rysy poszczególne w jej obecności tak, jakby jej nie było.
— Niebardzo podobna do Murrayów — rzekła Karolina, pochylając się tak blisko nad twarzą Emilki, że dziewczynka mimowoli cofnęła się o krok. — Nie taka ładna jak Murrayówny.
— Do Starrów też nie jest podobna. Jej ojciec był przystojnym mężczyzną, tak przystojnym, że byłabym ja sama z nim uciekła, gdybym była o 50 lat młodsza. Ona nie ma w sobie żadnego rysu Julki, o ile dobrze widzę. Julka była ładna. Jesteś mniej urodziwa, niż na tym obrazku, który mi przysłałaś. Ale byłam na to przygotowana. Nie należy nigdy dowierzać obrazkom i opisom. Gdzie się podziała twoja grzywka, Emilko?
— Ciotka Elżbieta zaczesała ją.
— Dobrze. Zczeszesz ją znowu na czoło, dopóki jesteś w moim domu. Masz pewien rys podobieństwa z babką Murrayową, masz jej brwi. Twój dziadek był dorodnym mężczyzną, tylko strasznie despotycznym. Prawie tak despotycznym jak Priestowie, nieprawdaż, Karolino?
— Proszę cię, ciotko Nancy — rzekła Emilka niespodziewanie — nie lubię, gdy mi się mówi, że wyglą-

295