Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rękę i weszłam. Ciotka Elżbieta nie zwracała na nas uwagi. Gdy pan pastor Dare rozpoczął kazanie, Nieznośnik zaczął miauczeć. To dźwięczało tak donośnie w wielkiej pustej nawie, że wszyscy spojrzeli w moją stronę. Czułam się winną i upokorzoną. Nie potrzebowałam się malować. Policzki mnie paliły i były purpurowe. Oczy ciotki Elżbiety świeciły złowieszczym blaskiem. Pan Dare nie przerwał modlitwy. On jest głuchy, więc nie słyszał miauczenia Nieznośnika, ale wszyscy inni słyszeli i chichotali. Po modlitwach przyszedł do naszej ławki pan Morris i wyrzucił Nieznośnika. Słychać było szmer jego kroków między ławkami, a pan Morris gonił go zawzięcie. Drżałam z obawy, żeby go nie poranił, ani nie uderzył. Sama miałam zamiar wyłajać go nazajutrz, ale nie chciałam, żeby mu zrobiono krzywdę. Wreszcie dogonił Nieznośnika pan Morris i wyrzucił go z kościoła, gonitwa ta wyglądała pociesznie, ale na razie wcale się nie śmiałam, było mi zimno i gorąco naprzemian.
Gdyśmy przyszły do domu, ciotka Elżbieta rzekła: „Mam wrażenie, Emilko, że dostatecznym wstydem okryłaś dzisiaj nazwisko Murrayów. Nigdy już nie pójdziesz ze mną do kościoła”. Przykro mi, że shańbiłam znów Murrayów, ale niebardzo widzę, czem ja zawiniłam, a przytem nie pilno mi na rekolekcje, bo to nudne.
Ale owego wieczora nie było nudno, o nie, drogi Ojcze!
Czy zauważyłeś, że lepiej piszę? Postanowiłam pisać każdy list odrazu, a potem sprawdzać w słowniku wszystkie wyrazy, których nie jestem pewna. Czasami zdaje mi się, że danego wyrazu niema po co szu-

263