Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

leży zapomnieć o brzydkich cieniach, jakie rzuca świeca na twarz ciotki Elżbiety, uwydatniając chudość jej policzków. A czy, naprzykład, panna Brownell mogła być kiedykolwiek dzidziusiem, tłustym, roześmianym dzidziusiem? To było nie do wiary.
— Nie mów mnie impertynencji — rzekła ciotka Elżbieta.
— Widzi pani — rzuciła znacząco panna Brownell.
— Nie mam zamiaru mówić nic niewłaściwego, ale tobie nie jest przykro — obstawała przy swojem Emilka. — Jesteś niezadowolona, bo zdaje ci się, że wstyd przyniosłam Murrayom, lecz z drugiej strony cieszy cię troszeczkę, że ktoś podziela twe zdanie o mnie, mówiąc, iż jestem niegrzeczna.
— Cóż za wdzięczna natura — rzekła panna Brownell, wznosząc oczy ku górze. Oczom tym ukazał się w tejże chwili dziwny widok. Perry Miller, a raczej jego głowa, wyglądała ciekawie z ciemnego otworu w suficie. Twarz chłopca nie wyrażała bynajmniej szacunku, wykrzywiał ją przekomiczny grymas. Twarz i głowa zniknęły natychmiast, pozostawiając pannę Brownell w zdumieniu. Siedziała, nieruchoma i patrzyła bez przerwy w czarną dziurę w suficie, obecnie już zupełnie pustą.
— Źle się zachowywałaś w szkole — rzekła ciotka Elżbieta, nie zważając na tę scenkę, której może nie spostrzegła nawet. — Wstyd mi za ciebie.
— Nie byłam taka niegrzeczna, jak myślisz, ciotko Elżbieto — rzekła Emilka stanowczo — Widzisz, to było tak...
— Nie chcę więcej słyszeć o tem — rzekła ciotka Elżbieta.

214