Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

le tak ją prześladowała, ta nie śmiała się wraz z innemi i patrzyła ponuro na nauczycielkę.
Panna Brownell przybliżyła tabliczkę do oczu i zaczęła czytać głośno poemat Emilki. Czytała przez nos, akcentując niedorzecznie, wykonywując gesty pocieszne i rozmyślnie przesadne, czem ośmieszyła doszczętnie te wiersze, które Emilce wydawały się takie ładne. Uczennice śmiały się do rozpuku, a Emilka czuła, że gorycz tej chwili pozostanie niezatarta w jej sercu. Te milutkie pomysły, któremi się tak rozkoszowała, pisząc, były teraz wyszydzone, sprofanowane. Panna Brownell czytała dalej, przymykając oczy i trzęsąc głową, wymawiając każde słowo z umyślnym fałszywym patosem. Chichot przeszedł w głośny wybuch śmiechu całej klasy.
— Och, — myślała Emilka, zaciskając pięści pod fartuchem. — Pragnę, aby niedźwiedź, który pożarł niegrzeczne dzieci w Biblji, zjawił się tutaj i zjadł was wszystkie.
W krzakach dokoła szkoły nie było takich miłych, pożytecznych niedźwiedzi, tak że panna Brownell dokończyła czytania i wyszydzania poematu Cieszyła się ogromnie. Ośmieszanie jednej z uczennic zawsze było dla niej przyjemnością, a kiedy uczennicą tą była Emilka ze Srebrnego Nowiu, w której duszy i sercu ona stale przeczuwała coś całkiem odrębnego od siebie samej, przyjemność ta potęgowała się jeszcze, stawała się czemś wyszukanem, rozkosznem.
Gdy doszła do końca poemaciku, oddała tabliczkę zaczerwienionej Emilce.
— Zabieraj swoją poezję, Emilko — rzekła.

207