Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zczernieję... a zwłaszcza nie daj spojrzeć na mnie Rhodzie Stuart.
Przez ten czas ciotka Elżbieta oprzytomniała.
— Przed ilu minutami zjadłaś to jabłko, Emilko?
— Przeszło przed godziną.
— No, to gdybyś była zjadła przed godziną zatrute jabłko, byłabyś już teraz chora, lub nieżywa....
— Och — zawołała Emilka z ulgą nie do opisania. W sercu jej zrodziła się nadzieja, wielka, słodka, kojąca.... Więc jest dla niej jeszcze deska ratunku? Wtem odezwała się w niej ponownie rozpacz:
— Ale czułam ból w żołądku, schodząc po schodach.
— Lauro — rzekła ciotka Elżbieta — zabierz to dziecko do jadalni i daj jej sporą ilość musztardy z wodą. Natychmiast! To nie zaszkodzi, a może pomóc, o ile rzeczywiście połknęła truciznę. Ja idę po doktora, ale po drodze zobaczę się z Wysokim Janem.
Ciotka Elżbieta wyszła; wyszła bardzo szybkim krokiem, tak szybkim, że nie o ciotce Elżbiecie powiedzielibyśmy: wybiegła. Emilce ciotka Laura dała ów emetyk i w dwie minuty później dziewczynka nie miała już najmniejszych wątpliwości, że umiera i uważała, że im rychlej, tem lepiej. Gdy ciotka Elżbieta wróciła, Emilka leżała na sofie, biała jak poduszki, na których spoczywała, słaba, jak więdnąca lilja.
— Czy doktór był w domu? — zawołała ciotka Laura, zrozpaczona.
— Nie wiem. Nie jest potrzebny. Tak zresztą odrazu myślałam. Był to jeden z żartów Wysokiego Jana. Myślał, że przerazi Emilkę na chwilę, ot tak, dla zabawy, dla zabawy takiej, jak on to rozumie. Marsz

179