Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak klejnoty, ogony powiewały w powietrzu wieczornem jak pióra drogocenne. Wnosiły atmosferę tętniącego, nerwowego życia.
— Och, jak to dobrze jest być na świecie, żyć tak, jak my, prawda? — spytała razu pewnego Emilka. — Czy to nie byłoby okropne, gdyby „człowiek” nie był się urodził?
A przecież istnienie to nie było bez chmurek. O to starała się ciotka Elżbieta. Pozwoliła ona na odwiedzanie Tadzia bardzo niechętnie, tylko dlatego się zgodziła, że doktór Burnley zalecił je surowo.
„Ciotka Elżbieta nie jest zwolenniczką Tadzia”, pisała Emilka w jednym ze swych listów do ojca, które-to listy mnożyły się na strychu.
„Gdy po raz pierwszy poprosiłam ją o pozwolenie pójścia do państwa Kent, popatrzyła na mnie surowo i zapytała, kto to jest ów Tadzio. Nie znamy przecież wcale tych Kentów i nic o nich nie wiemy, rzekła. Pamiętaj, Emilko, że Murrayowie nie mogą się zadawać z byle kim. Odpowiedziałam, że ja jestem Starrówną, nie Murrayówną, ty też tak mówiłeś. Ojcze drogi, nie miałam zamiaru być niegrzeczną, ale ciotka Elżbieta oświadczyła, że jestem impertynentką i nie przemówiła już do mnie przez cały dzień ani słowa. Zdawało jej się widocznie, że jest to bardzo surowa kara, a mnie bynajmniej nie zależy na jej rozmowie, tylko nieprzyjemnie jest nie mieć przychylnego nastroju w domu, we własnej rodzinie. Ale od tej pory pozwala mi chodzić do Tadzia, ponieważ doktór Burnley ma dziwny wpływ na ciotkę Elżbietę. Nie rozumiem tych słów, dlatego je podkreśliłam. Rhoda mówiła mi kiedyś, że ciotka Elż-

161