Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Owszem.
— Przysięgasz?
— Przysięgam.
— Hm... — odetchnęła Ilza głęboko — w takim razie, zdaje mi się, że jesteś istotnie poetką.
Była to chwila wielkiego triumfu dla Emilki, jedna z wielkich chwil w jej życiu. Świat darzył ją uznaniem. Ale narazie należało pomyśleć o czem innem. Burza minęła, słońce świeciło. Niebawem ściemni się. Trzeba wracać do domu i wślizgnąć się do garderoby, zanim zauważą jej nieobecność. Straszną była ta myśl o powrocie, ale gorzej byłoby zasłużyć znowu na jeszcze surowszą karę okrutnej ciotki Elżbiety. A właśnie teraz, pod wpływem Ilzy, pełna była męstwa i otuchy. Zresztą niebawem nadejdzie chwila pójścia do łóżka, więc wypuszczą ją stamtąd. Pobiegła do domu naprzełaj przez pole Wysokiego Jana, całe lśniące od robaczków świętojańskich, przedarła się przez krzewy kwietne dokoła domu i... stanęła jak wryta: drabina zniknęła!
Emilka obeszła dom, pełna trwogi i wkradła się do kuchni z bijącem sercem. Ale tym razem droga małej grzesznicy nie była cierniowa, przeciwnie, okazała się ponad zasługę łatwa: w kuchni znajdowała się tylko ciotka Laura.
— Emilko droga, gdzie, u Boga Ojca, podziewałaś się przez ten czas? — zawołała. — Właśnie szłam, aby cię wypuścić. Elżbieta powiedziała, wychodząc z domu, że mogę już pójść po ciebie.
Ciotka Laura nie przyznała się, że kilkakrotnie podchodziła na palcach do drzwi garderoby i że była poważnie zaniepokojona zupełną ciszą, jaka tam

150