Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

propozycji. — Będę się modlić za każdego, za każdą duszę ludzką, którą znam, tylko ciebie będę stale wyłączać.
Ilza patrzyła na nią przez chwilę, jakgdyby jej się ten układ również nie podobał. Wreszcie zaśmiała się i dała Emilce potężnego klapsa.
— Do licha! Wszystko jedno, bylebyś mnie lubiła. Mnie nikt nie lubi, wiesz?
— Twój ojciec musi cię lubić, Ilzo.
— Nie, on mnie nie lubi — odrzekła Ilza stanowczo. — Ojciec nie dba o mnie wcale. Czasami wydaje mi się nawet, że on nie znosi wręcz mego widoku. Chciałabym, żeby mnie pokochał, bo on umie być strasznie miły, kiedy kocha kogoś. A wiesz, czem ja będę, gdy dorosnę? Zostanę de-kla-ma-tor-ką.
— Co to znaczy?
— To jest kobieta, która mówi wiersze. Umiem to robić pierwszorzędnie. A czem ty będziesz?
— Poetką.
— Patrzcie! — zawołała Ilza z lekkim przekąsem. — Nie wierzę, żebyś ty umiała pisać poezje — dodała.
— Umiem! — zawołała Emilka. — Napisałam już trzy sztuki: „Jesień”, „List do Rhody” (ten wiersz spaliłam), oraz „Odę do Pierwiosnków”. Odę stworzyłam dzisiaj i to jest moje arcydzieło.
— Powiedz mi je — rozkazała Ilza.
Rada nierada, wyrecytowała Emilka dumnie swoje wiersze. Nie zależało jej bynajmniej na pochwaleniu się niemi przed Ilzą.
— Emiljo Byrd Starr, nie wysnułaś tego chyba z własnej głowy?

149