Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Laura i kuzyn Jimmy, przytem miała Nieznośnika i Rhodę, miała pola, a na nich ciemne, wysokie drzewa, sterczące dumnie ku niebu, miała muzykę Królowej Wichrów, wygrywającej na świerkach dziką, romantyczną melodję. Dnie były coraz bardziej wypełnione, coraz ciekawsze, pełne drobnych przyjemności i zachwytów, podobne do rozkwitających pączków na drzewie życia. Żeby tylko była mogła odzyskać swój żółty zeszyt, albo inny podobny dzienniczek, byłaby zupełnie zadowolona. Ten zeszyt był, po stracie ojca, najdotkliwszym brakiem w jej teraźniejszości. Za przymusowe spalenie go czyniła odpowiedzialną ciotkę Elżbietę i czuła, że tego nie zdoła jej nigdy przebaczyć w głębi serca. Zdobycie innego zeszytu wydawało się niepodobieństwem. Jak twierdził kuzyn Jimmy, papier do pisania był rzadkością w Srebrnym Nowiu. Listów prawie nie pisywano, a w razie potrzeby poprzestawano na kartce z księgi rachunkowej. Emilka nie śmiała poprosić ciotki Elżbiety o papier. Czasami czuła, że wybuchnie, o ile nie wypowie się piórem, nie wyrzuci z duszy tego czegoś co ją przepełniało. Znalazła do pewnego stopnia ujście dla tej potrzeby pisania, kreśląc, co się dało, na pulpicie szkolnym. Ale te bazgroty zacierały się wcześniej, czy później, co napełniało Emilkę uczuciem poniesionej straty. Przytem zachodziła stale obawa, że zobaczy je panna Brownell. A to, wiedziała Emilka, że będzie nie do zniesienia. Żadne obce oko nie powinno paść na te święte zwierzenia. Czasami pozwalała Rhodzie czytać je, chociaż Rhoda raziła ją swym chichotem w najbardziej wzruszających momentach. Emilka uważała Rhodę za najwyższy sto-

118