Strona:Emilka dojrzewa.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ność. A przecież sama wiesz, że nie można powiedzieć nic dobrego i prawdziwego zarazem o biednym starym Piotrze DeGeer!

Ciotka Elżbieta nie wiedziała o tem przynajmniej tak twierdziła, ale to ją usposobiło tem gorzej względem mnie. Tak mnie zgniewała, że wkońcu poszłam do mego pokoju i napisałam wiersz-nekrolog o Piotrze, dla własnej satysfakcji. Jest to niezawodnie bardzo zabawne pisać „prawdomówny” nekrolog o kimś, kogo się nie lubi. To nie znaczy, że ja czułam niechęć do Piotra DeGeer: poprostu gardziłam nim, podobnie jak wszyscy. Ale ciotka Elżbieta zgniewała mnie, a kiedy się rozgniewam, staję się sarkastyczna. I znów czułam, że „coś” pisze moją ręką, ale inne „coś”, niż zazwyczaj, złośliwe, szydercze Coś, co cieszy się z przedrwiwania biednego, leniwego niedołężnego kłamcy, głupca, hipokryty, starego Piotra DeGeera. Myśli, słowa, rymy, zdawały się wyrastać na zawołanie, a to Coś chichotało.

Ten utwór wydawał mi się tak mądry, że nie oparłam się pokusie pokazania go panu Carpenterowi. Sądziłam, że się ucieszy, i istotnie widziałam, że mu się podobały moje wiersze, ale przeczytawszy całość, odłożył zeszyt i popatrzał na mnie poważnie.

— Pojmuję, że jest pewna przyjemność w takiem ośmieszaniu błędów i ułomności ludzkich — rzekł. — Biedny stary Piotr był człowiekiem zmarnowanym... umarł... jego Stwórca będzie miłosierny nieszczęsnemu grzesznikowi, ale ludzie, jego bliźni, istoty jemu podobne, nie znają miłosierdzia. Kiedy ja umrę, Emilko, czy też napiszesz o mnie w ten sposób, w tym duchu? Masz dar... o tak, to jest bardzo mądrze

31