Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mną. Och, nienawidzę konwenansów. Jak słusznie mówisz, ponoszę konsekwencje tej nienawiści.

— Ale niezawsze możemy podźwignąć ich ciężar, kurczątko, w tem rzecz cała. Gdybyś wyszła zczasem zamąż, maleńka, i miała córkę, którą zastałabyś w nocy na takiej rozmowie z młodzieńcem, jak twoja z Perrym, gdybyś ty była na miejscu ciotki Ruth, czy byłabyś zadowolona? Czy podobałoby ci się to? Powiedz szczerze?

Emilka zamyśliła się.

— Nie, nie byłabym zadowolona — rzekła — ale dlatego, że nie wiedziałabym, o co chodzi.

Kuzyn Jimmy zachichotał.

— Otóż to właśnie, kurczątko. Inni ludzie nie wiedzą, nie mogą wiedzieć. Dlatego musimy się liczyć z pozorami. Ja jestem tylko głupim Jimmy Murrayem, ale wiem, jak bardzo musimy liczyć się z językami ludzkiemi i z naszem postępowaniem. Kurczątko, na kolację będą przysmażane kartofelki.

Z kuchni dochodził w tejże chwili zapach jadła, domowy, dobrze znany zapach smażenia i gotowania, nie mający nic wspólnego z kompromitującemi sytuacjami i sądami familijnemi. Emilka powtórnie uścisnęła kuzyna Jimmy.

— Wolę obiad, złożony z ziół i trawy, w towarzystwie kuzyna Jimmy, niż najlepsze przysmażane kartofelki w towarzystwie ciotki Ruth — rzekła.