Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

krotnie w tem samem miejscu od czasu, kiedy stare, miłe dywany zastąpione zostały froterowanemi posadzkami. Ja bałem się już ruszać, żeby znów nie upaść, więc usiadłem na najbliższem krześle, na którem leżał Poker, pies pani Hardy. No, nie zabiłem go, nie patrz tak na mnie, a nawet z nas dwóch ja się wystraszyłem więcej, to fakt. Gdy siadałem na innem krześle, z czoła po... perspiracja mi się lała. Przybyło jeszcze kilka osób, któremi się zajęto, tak że miałem czas zebrać myśli. Miałem wrażenie, że posiadam, 10 par rąk i nóg. Buciki też miałem za duże: za szerokie. Gdy tak rozmyślałem, spostrzegłem, że trzymam ręce w kieszeniach i gwiżdżę.

Emilka już miała wykrzyknąć: „Och, Perry”, ale ugryzła się w język. Na cóż się zdadzą słowa i to spóźnione?

— Wiem, że to nie było dobrze, więc przestałem gwizdać i wyjąłem ręce z kieszeni. Zacząłem obgryzać paznokcie.

Wreszcie podłożyłem ręce pod siebie i siedziałem na nich. Nogi skrzyżowałem pod krzesłem i tak przesiedziałem aż do obiadu. Tak siedziałem, gdy otyła starsza pani weszła do salonu. Wszyscy inni mężczyźni wstali z miejsca. Ja nie wstałem, nie widziałem powodu. Krzeseł było dosyć. Dopiero później mi zaświtało, że to jest widocznie jakaś reguła światowa i że powinienem był wstać również. Czy tak?

— Naturalnie — rzekła Emilka zmęczonym głosem. — Czy zapomniałeś, jak Ilza gniewała się o ten właśnie szczegół?

— Zapomniałem, Ilza stale się gniewała o coś. Ale życie jest najlepszym nauczycielem. Teraz już bę-