ciec, kiedy czytam jego książki. Mam wrażenie, że staje za mną i patrzy przez moje ramię na tekst, który czytam. A ile razy znajduję jego notatki na marginesie, doznaję wielkiej radości, jakgdyby przesyłał mi znak swego istnienia w zaświatach, jakgdyby to było napisane wyłącznie na moją intencję. Ta książka, którą czytam dzisiaj, cudna jest, cudna w pomyśle i wykonaniu, ciekawa, jako splot uczuć i namiętności. Czułam się, podczas czytania, korną, nic nieznaczącą istotą. Mówiłam sama do siebie: „Ty biedne, małe stworzenie, wyobrażałaś sobie, że ty umiesz pisać? W takim razie złudzenia twoje rozwiały się obecnie i poznałaś własną nicość.” Ale otrząsnę się z tego stanu duszy i zacznę znowu wierzyć, że coś umiem, że coś zdołam stworzyć. Będę tak długo pisywać szkice i wiersze, aż napiszę coś dobrego. Za półtora roku będę zwolniona z mego przyrzeczenia, danego ciotce Elżbiecie: będę mogła znowu pisywać nowele. Cierpliwości! Ciężko jest bardzo wytrwać w cnocie cierpliwości! „Cierpliwością a pracą...” hm, chciałoby się widzieć rychlej rezultaty swych cnót. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj jestem zadowolona jak kot nad spodeczkiem śmietanki. Mruczałabym, gdybym umiała.
Dzisiaj przypadał wieczór Andrzeja. Przybył pięknie ubrany, jakby był wykrochmalony i bał się poruszyć, żeby coś nie pękło. Przychodzi mi na myśl, że nigdy jeszcze nie słyszałam szczerego, głośnego wybuchu śmiechu Andrzeja. Jest on rozsądny, dobry, ma stale czyste paznokcie i jego szef w banku bardzo jest z niego zadowolony. Och, nie zasługuję na takiego kuzyna!