Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziom myśl o pięknie, a to jest rzadki dar, nie będący udziałem wielu skończonych piękności.

Lubię komplementy Deana. Takie są odmienne od tych, które mówią inni młodzi ludzie. I lubię, gdy mnie ktoś nazywa kobietą.

— Stanę się próżna pod twoim wpływem — rzekłam.

— Nie, przed tem broni cię twój zmysł humoru — odrzekł Dean. — Kobieta, mająca zmysł humoru nigdy nie zachoruje na próżność.

— Czy to są sprzeczne cechy?

— Naturalnie. Kobieta, obdarzona zmysłem humoru, nie ma się dokąd schronić przed swą niemiłosierną trzeźwością. Nie może uważać siebie za niezrozumianą. Nie rozpływa się w rozrzewnieniu nad samą sobą. Nie, Emilko, nie należy zazdrościć kobiecie obdarzonej zmysłem humoru: ona nie ma złudzeń co do siebie.

Ten pogląd niezupełnie trafił mi do przekonania. Dean nie wyjeżdża tej zimy. Gdybym nie mogła z nim pogawędzić przynajmniej raz na dwa tygodnie, życie wydawałoby mi się mdłe i nieciekawe. W naszych rozmowach jest taki koloryt. Czasami bywa on taki wymownie milczący i cichy. Takim był dzisiaj przez długą chwilę. Potem opowiadał mi o odległych krajach, o ogromnych bazarach towarowych Wschodu. A potem znowu mówiliśmy o mnie, o moich studjach i o moich zamiarach. Lubię tych ludzi, którzy od czasu do czasu dają mi sposobność pomówienia o mnie samej.

— Dzisiaj, skończywszy marynowanie korniszonów, przeczytałam kilka poezyj pani Browning. W

248