Strona:Emilka dojrzewa.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeszcze coś poza, czy też ponad słowami, wszelkiemi słowami, wszystkiemi słowami... coś, co stale się wymyka, gdy już, już, mamy na tem rękę położyć: a przecież pozostaje nam w ręku okruch, któregośmy nie mieli, gdybyśmy wogóle nie byli sięgnęli po owo „coś”.

Pamiętam, jak razu pewnego poszliśmy, Dean i ja, w roku zeszłym na Czarowną Górę, na jej stoki lesiste. Rosną tam prawie same świerki, ale jest też kącik wspaniałych starych sosen. Usiedliśmy w cieniu i Dean czytał mi poezje Scotta, poczem spojrzał dokoła i rzekł:

— Bogowie szepczą wśród sosen, bogowie starej krainy północnej, bogowie sagi wikingów. Gwiazdeczko, czy znasz wiersze Emersona?

I nie czekając na odpowiedź, przytoczył mi te wiersze, które zapamiętałam i pokochałam od tej pory. W tych wierszach było owo „coś”, które mnie stale się wymyka. Wciąż nadstawiam ucha, żeby je pochwycić, ale wiem, że to daremnie, że nie mam dość ostrego słuchu... Lecz pewna jestem, że czasami słyszę leciuchne, słabe, dalekie echo owego „czegoś’ i odczuwam wtedy taką rozkosz, jaka jest niemal bólem i rozpaczą, gdyż nie będę zdolna przetłumaczyć piękna wszechświata na ludzką mowę, wiem o tem.

Ale szkoda, że byłam taką gęsią bezpośrednio po tem cudownem przeżyciu.

Gdybym umiała uwijać się z gracją dokoła osoby pastora i nalać mu herbaty ze srebrnego imbryczka, własności pra-prababki Murrayowej, tak jak moja Królowa Mroków wlewa ciemności w białą filiżankę dolinki Czarnowodzkiej, ciotka Elżbieta byłaby znacznie bardziej zadowolona ze mnie, niż gdybym zdołała napisać najcudowniejszy poemat na świecie.

17