Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wprzód, jednakże zawsze wychodziła zwycięsko z tych ciągłych opresyj.
W pewnej chwili wiatr oddawna rozpętany, wyzbywszy się wszelkich hamulców, skręcił w stronę południowo-zachodnią, wywołując owo spotkanie dwóch prądów powietrza, które jest zarodkiem cyklonów. I oto na południu ukazał się jakby stożek, zstępujący, zda się, z chmur, by usadowić się na wzburzonej powierzchni morza.
Kapitan Hill, choć człek odważny i zdecydowany na wszystko, pobladł na ten widok.
— Na południu powstaje trąba morska! — rzekł, zwracając się do porucznika Collina, który przyszedł za nim na mostek kapitański.
— „Nowa Georgja“ umyka śpiesznie, panie kapitanie — odrzekł porucznik. — Może, nim trąba się utworzy, my już będziemy daleko.
— Miejmy w Bogu nadzieję! Nie boję się o siebie, ale o moją biedną Annę.
— Bądźmy dobrej myśli, panie kapitanie.
Huragan wciąż rósł na siłach. Uderzenia wichury były tak gwałtowne, jakby siłę swą zawdzięczały trąbie powietrznej oddalonej o parę zaledwie kroków od okrętu. Maszty chybotały się okrutnie, z żagli leciały strzępy, najtęższe brasy i gafle chwierutały się jak źdźbła zboża, a najgrubsze wanty i sztaki trzeszczały, tak iż każdej chwili można się było obawiać ich pęknięcia.
Fale za falami wskakiwały na okręt, waląc weń zawzięcie z przodu i od rufy, od bakortu i sztymborku, obluzowując liny i pachołki, przerzucając