Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie płynęła, lecz bujała w jakiejś olśniewającej i migotliwej atmosferze.
Miss Anna, kapitan Hill, porucznik Collin i wszyscy marynarze z podziwem przyglądali się temu zjawisku, które — jak wspomnieliśmy — jest tak pospolite w owych okolicach, a mimo to nigdy nie traci uroku.
Wkońcu i tajemniczy rozbitek, podniósłszy się zwolna, wychylił się ponad burtę; jednakże zamiast wyrazić podziw, rzucił na roziskrzone morze chytre jakieś spojrzenie, czyniąc przytem gest wzgardy i mrucząc głuche przekleństwa.
Zjawisko poczęło oddalać się ku wschodowi, a okręt, który posuwał się zwolna w kierunku wprost przeciwnym, został znów ogarnięty gęstą ciemnością, której nie zdołały rozproszyć latarnie, wiszące nad sztabą.
Rozbitek, który usadowił się znów na przodzie okrętu, ujrzawszy morze iskrzące w oddali, podniósł się zwolna i powiódł oczami, jakby czegoś szukał, powtórzył przytem ten sam gest wzgardliwy, który wykonał był poprzednio, nie widząc już na pokładzie ani kapitana Hilla, ani miss Anny, ani porucznika. Na czole wyryła mu się zmarszczka głęboka, nie ustępując przez czas dłuższy.
Widząc przechodzącego młodego marynarza, który dawno był wyszedł z forkasztelu i nie był świadkiem obcesowego pytania pana Collina na temat wyspy Norfolk, zatrzymał go słowami:
— Hej, kolego, która jest godzina?