Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i owdzie ognistemi smugami, a smugi co chwila zmieniały kształty, jużto zwijając się w kręgi, jużto odwijając się zpowrotem. Fale, łamiąc się o czarne drewniane boki okrętu, rozsiewały niejako mirjady iskier, jarzących się barwami najświetniejszemi, jakie tylko można sobie wyobrazić.
Hordy ryb, coraz to dziwniejszych, bądź obłych i czarnych, bądź pękatych a pstrych, płynęły i lśniły na tem morzu srebrzystem, goniąc się, igrając, walcząc z sobą i pożerając się wzajemnie, to dając nurka wgłąb, to wyskakując na powierzchnię, gdzie niby otwarte parasole lub olbrzymie grzyby sterczały nieruchomo meduzy o ciałach przeźroczystych i galaretowatych. Mirjardy fosforyzujących mięczaków szły w dryf, dając się ponosić falom i rzucając błyski coraz to innego światła. Widać było pelagje, chwiejące się ociężale, podobne do parasolek porwanych wiatrem; dalej meliteje, z których dziwacznie pokrzyżowanych ramion tryskały karmazynowe błyski; maluchne akalefy, jakby nabijane diamentami najczystszej wody; wellele, których czuby lśniły przesłodkim blaskiem modrawym; berosy, chełbie, osyroje i inne, które blask swój łączą ze światłem pewnych drobnych ślimaczków, nie większych od palca, wątłych i obłych, które się tam gromadzą w niezliczonej ilości, zapełniając szeroki szmat morza.
„Nowa Georgja“, odcinając się wyraziście czarną masą pośrodku tej srebrzystej powierzchni, sterczała nieruchomo w morzu; zdawało się, jakby