Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

je było ciągnąć, nie robiły już zbytków, wlokły się smutne i wystraszone. Na prawo i lewo leżały rudawe pola poprzecinane płotami omszałymi, i pomniejsze budynki fabryczne równie zawsze czarne od dymu. Dalej były już same jeno pola, jedna wielka płaszczyzna zagonów podobna do tafli oceanu, na którym, aż po fioletową linię lasu Vandame nie było ni jednego masztu.
— Weź mnie na ręce mamo! Niosła dzieci naprzemian.
Na gościńcu stały kałuże wody, podgięła więc wysoko spódnicę, z obawy by nie przyjść nadto zabłoconą. Trzy razy ledwo nie upadła, tak śliski był grunt. Gdy wreszcie znalazła się u bramy Piolaine rzuciły się na nią dwa psy tak gwałtownie, że malcy poczęły krzyczeć na całe gardła ze strachu. Rozbestwione zwierzęta musiał odpędzić furman batogiem.
— Zostawcie w sieni saboty i wejdźcie! — powiedziała Honorka.
W jadalni matka i dzieci stanęły oniemiałe przy drzwiach. Mieszał ich widok niespodziany, ciepło, wzrok tej pani i pana wygodnie rozpartych w fotelach.
— Moja córko, spełń twe zadanie zwyczajne.
Gregoirowie powierzyli córce wydzielanie jałmużny. Było to częścią integralną troskliwego wychowania, jakie jej dawali. Powinno się być dobroczynnym i państwo Gregoire byli dobroczynni, mawiali nawet, że dom ich jest domem Pana Boga. Obok tego pochlebiali sobie, że są rozsądnie dobroczynni, dręczyła ich zawsze obawa, że zostaną oszukani i wesprą występnego. Dlatego nie dawali nigdy pieniędzy. Nigdy, ni dziesięciu sous, ni nawet dwu, gdyż rzecz to wiadoma, że skoro tylko żebrak dostanie dwa sous upije się w najbliższej karczmie. Jałmużnę dawali państwo Gregoire w naturze, zazwyczaj w postaci ciepłych sukien, rozdzielanych w zimie pomiędzy dzieci biednych robotników.
— O, biedne maleństwa! — wykrzyknęła Cecylia — aż pobladły ze zmęczenia i zimna! Honorciu, przynieś no pakiet ze szafy.
Służące spoglądały na dzieci także z litością i za-