Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/409

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stary Bonnemort siedział nieruchomy na stołku przy zimnym kominie. Po strzałach, pamiętnego dnia, znaleźli go dwaj sąsiedzi leżącego na ziemi, a obok niego jego złamany kij. Leżał, jak strzaskane piorunem drzewo. Na ziemi dzieci z ogłuszającym hałasem wydrapywały resztki ze starej rynki, w której gotowano wczoraj kapustę. Stelka siedziała na stole a pośrodku izby stała Maheude, i wygrażała pięścią Katarzynie.
— Powtórz to jeszcze raz! Powtórz psiakrew!
Katarzyna wyraziła chęć wrócenia do pracy w Voreux.
Myśl, że nie zarabia na chleb, przeświadczenie, że matka traktuje ją jeno jak bezpożyteczne, zabierające miejsce zwierzę, czyniły jej życie co dnia nieznośniejszem i byłaby już pierwszego poniedziałku zjechała do kopalni, gdyby nie obawa przed Chavalem. Jąkając się odparła teraz:
— Trudno mamo, nie można nie pracować. Mielibyśmy chleb przynajmniej!
Matka przerwała jej:
— Słuchaj, zadławię to w pośrod was, które pierwsze weźmie się do roboty! Tegoby jeszcze brakło! Zabić ojca, a potem wyzyskiwać dzieci! Nie, dość tego... wolę, by nas wyniesiono wszystkich w czterech deskach... jak wyniesiono jego!
Długo tajony gniew i rospacz wybuchły powodzią gwałtownych słów. Piękny to zarobek, któryby Katarzyna przyniosła! Wszystkiego trzydzieści sous, a gdyby nawet doliczyć owe dwadzieścia sous, które łaskawie obiecano Jealinowi za pracę poza kopalnią, mieliby razem piędziesiąt sous na siedm osób! Malcy umieją tylko jeść, a starego widocznie tknęła apopleksya na widok zabijania robotników przez te czerwone pludry!
— Prawda stary? — spytała — Dojechali wam? Pięści jeszcze niczego, ale i tak już po tobie!
Bonnemort gapił się na nią, nie rozumiejąc co mówi. Godzinami siedział tak, patrząc na ścianę i miał tyle jeno rozsądku, że spluwał w miseczkę, którą dla porządku postawiono u jego nóg.