Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bierz za nogi!
Jeaalin wziął zabitego za nogi, Stefan zarzuciwszy sobie karabin na plecy wziął go pod pachy i obaj ostrożnie spuścili się z wału, wystrzegając najlżejszego szmeru. Szczęściem chmura znowu przysłoniła księżyc. Ale gdy szli wzdłuż kanału zajaśniał znowu. Cudem jeno nie dostrzegł ich szyldwach w Voreux. Bez słowa dźwigali ciało, ale chwiało się na boki, więc znużenie zmuszało ich do odpoczywania co sto kroków. Na skręcie do Requillart zdrętwieli usłyszawszy kroki patrolu. Mieli ledwie czas skryć się za mur. Dalej spotkali jakiegoś człowieka, ale był całkiem pijany. Potraktował ich kilku przekleństwami i poszedł dalej. Wreszcie doszli do starej kopalni okryci potem i tak zdenerwowani, że im szczękały zęby.
Stefan obawiał się, że nie łatwo będzie spuścić zabitego przez wąski otwór szachtu. I w istocie ciężka to była sprawa. Jeanlin spuszczał z góry ciało, a Stefan trzymając się jedną ręką korzeni drzew, drugą podtrzymywał je. W ten sposób przedostali się przez tę część drabiny, gdzie brakło szczebli. Potem Stefan schodził o jedną drabinę w dół, a Jeanlin puszczał zwłoki, które Stefan chwytał w objęcia. Ciężka to była rzecz wytrzymać tylokrotny upadek ciała. Przytem karabin ranił mu bok, a żal mu było świecy, cała więc przeprawa odbywała się po ciemku. Zresztą światło zawadzałoby im jeno w tym wąskiem kominie. Doszedłszy jednak do dna szachtu posłał chłopca po świecę a sam usiadł przy trupie i czekał na Jeanlina z bijącem sercem.
Gdy wrócił, Stefan rozpytał go o kopalnię, którą chłopiec znał na wylot, wślizgując się nawet w szczeliny napół zasypane. Powlekli teraz ciało przeszło kilometer przez labirynt chodników, aż doszli nareszcie do miejsca gdzie sklepienie tak się obniżyło, że musieli suwać się na kolanach pod spękanemi skałami trzymającemi się ledwo na zmurszałych belkach. Był to rodzaj krypty i tam też złożyli ciało, a obok niego karabin. Uczyniwszy to, poczęli rękami i nogami wyrywać i podważać belki ryzykując, że skały zwalą się na nich.