Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dane. Jednego wieczora sprzedano za dwa sous chustkę do nosa dziadka Bonnemort. Każdą rzecz opłakiwano, a najwięcej łez pociekło z ócz Maheudy gdy dnia jednego zawinięte w fartuch wyniosła owo różowe pudełko, podarunek narzeczeński męża, kryjąc się z tem, jak gdyby wynosiła dziecko, by je komuś podrzucić. Nie mieli nic prócz własnej skóry, tak zniszczonej zresztą, że nigdby ni szeląga za nią nie dał. Nie zadawali sobie już nawet trudu szukania ratunku. Wiedzieli, że niema dla nich już nadziei ni na naftę do lampy, ni węgli trochę, lub parę ziemniaków. Czekali śmierci, oburzała ich jeno srogość losu, który dotknął Alzirę chorobą jeszcze przed śmiercią głodową.
— Idzie! Idzie! — zawołała Maheude.
Mignęła przed oknami czarna postać drzwi się otwarły. Nie był to jednak doktór Vanderhaghen, ale nowy proboszcz, ksiądz Ranvier. Zdumiał się znalazłszy dom pozbawiony światła, ciepła, jedzenia. Był już w trzech domach, jak Dansaert z żandarmami robotników, chodził werbować zwolenników. Od progu zaraz począł mówić dobitnym tonem sekciarza.
— Czemu dzieci moje nie byliście wczoraj w kościele, mimo, że była niedziela? Jesteście w błędzie, Kościół jedynie może was uratować. Obiecajcie, że przyjdziecie w przyszłą niedzielę!
Maheu spojrzał na wchodzącego i dalej chodził ociężałym krokiem nie rzekłszy ni słowa. Maheude odpowiedziała proboszczowi.
— Do kościoła? I pocóż księże proboszczu? Pan Bóg widocznie drwi sobie z nas! Cóż mu zawiniła ta oto mała, że ją dotknął chorobą? Czyż nie dość już trapił nas głód? Spuścił nas nią chorobę właśnie w czasie, gdy nie mogę jej dać filiżanki gorącej herbaty...
Stojąc wyprostowany pośrodku izby począł mówić. Tłumaczył jak misyonarz dzikim ludziom, że strejk straszna nędza i ta rozpłomieniona nienawiść do bogatych to największy tryumf wiary. Oświadczył, że kościół stoi po stronie nędzarzy, że za jego sprawą niedługo odniesie tryumf sprawiedliwość i gniew boży spali na popiół bo-