Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uzurpować sobie szczytną rolę Opatrzności, zadośćuczyniła najpierwszym zasadom uczciwości i sprawiedliwości, to jest dała to, co się nam należy, nasz zarobek, miast tuczyć nim akcyonaryuszów. Czyż to uczciwie, by miast ratować w porze kryzysu robotnika od śmierci głodowej, sztucznie bronić go od spadku dywidendy? Pan dyrektor może mówić co chce, ale nowa taryfa jest ukrytym sposobem obniżania płac i to nas właśnie oburza. Jeśli Kompania musi oszczędzać, to niech szuka dróg innych, a nie zwala całego ciężaru na robotników.
— Nareszcie doszliśmy do jądra kwestyi — wykrzyknął pan Hennebeau. — Spodziewałem się tego oskarżenia, że ogładzamy robotnika i żyjemy z jego krwi i potu. Jakże pan możesz takie brednie pleść, pan który powinieneś wiedzieć na jak szalone ryzyko wystawiony jest kapitał w przemyśle górniczym zwłaszcza! Urządzenie kopalni kosztuje dziś półtora do dwu milionów, więc jakichże potrzeba wysiłków, by suma dała choćby skromny procent! Prawie połowa spółek akcyjnych węglowych we Francyi ogłosiła upadłość... i głupstwem jest oskarżać tych co się jeszcze trzymają o okrucieństwo. Jeśli robotnicy cierpią niedostatek, to nie nasza wina. My sami narażeni jesteśmy przy obecnym kryzysie na olbrzymie straty. Uregulowanie płac nie leży w naszym ręku, gdyż my nie chcąc się zrujnować musimy poddać się warunkom stworzonym przez konkurencyę. Obwiniajcie te warunki, nie nas... Ale wy nie chcecie niczego słuchać... nic pojąć...
— Owszem, — odparł Stefan — pojmujemy bardzo dobrze, że niema dla nas wyzwolenia z katorgi dopóki trwa obecny stan rzeczy i dlatego niedaleki już czas w którym postarają się robotnicy, by było inaczej.
Oświadczenie to było wypowiedziane półgłosem i w formie bardzo umiarkowanej, jednakże tonem przekonania, który brzmiał jak pogróżka.
Nastała cisza. Dreszcz jakiś przebiegł po salonie. Robotnicy nie zrozumieli, przeczuli jednak instynktowo, że Stefan upomina się o udział w bogactwach tego świata,