Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciągnąć, zwieszał głowę, widocznie tęskniąc ciągle za słońcem. Ile razy się spotykali Bataille wyciągał szyję i serdecznie obwąchiwał go, parskając przytem.
— Psiakrew! — zaklął Bebert — znowu się liżą bydlęta.
Potem, gdy Trompette odszedł w przeciwną stronę z pociągiem spytał Jeanlin:
— Cóż ta szkapa ciągle dzisiaj staje?
— Daj mu spokój — odparł Bebert — staruszek ma swoje grymasy. Ile razy wstaje widzi coś złego, dziurę, lub kamień, a nie chce sobie nóg połamać. Nie wiem co widział dziś tam pode drzwiami, otworzył je, i nie chciał ruszyć dalej. Widziałeś?
— Nic, pełno tam wody, jestem do nitki przemoczony.
Pociąg ruszył, ale przy pierwszych drzwiach Bataille stanął. Otworzył je głową jak zawsze i nie chciał iść, drżąc jeno i rżąc. Wreszcie po chwili zdecydował się i przebiegł kłusem.
Jeanlin zamknął drzwi i pozostał w tyle. Pochylił się i począł chłapać się w kałuży, potem podniósł lampę i ujrzał, że barwiona powały ustąpiły pod ciągłym naporem wody kapiącej na dół kroplami. Właśnie nadszedł jeden hajer, Berlaque którego przerwano Chicot. Opuścił sztolnię i szedł do domu, gdyż żona leżała właśnie w połogu. Zatrzymał się i spojrzał na sklepienie. Jeanlin miał już pobiegnąć za pociągiem, gdy nagle rozległ się straszny trzask i gruz spadającego sklepienia przysypał ich obu.
Nastała głęboka cisza. Tumany pyłu wyrzucone ze szczelin popłynęły galeryą by rozlać się po wszystkich chodnikach, a wśród tego pyłu z najdalszych sztolni biegli na pół oślepieni robotnicy na miejsce wypadku. Wciemnościach ogromnego kretowiska jak punkciki czerwone tańczyły ich lampy nie oświecając niczego. Przybiegłszy na miejsce poczęli wołać tych co byli po przeciwnej stronie, zasypanej galeryi i przybiegli później z głębszego chodnika. Stwierdzono, że na przestrzeni dwunastu me-