Strona:Emil Szramek - Juliusz Ligoń.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niemniej boleśnie zaczął się następny rok 1877; wszak były w zeszłym różne smutne wypadki.

Ale prócz tego i nasz Kościół święty
Jego srogością jest także dotknięty.
I słudzy Boga za święte ofiary
Ponieśli różnych utrapień bez miaray.

A drogi nam język od Boga nam dany
W jego kajdanach został krępowany,
I redaktorom naszym ów rok stary
Sprowadził liczne i tak przykre kary.

A ileż domów Bożych popustoszył,
Pasterzy wydalił, owieczki rozproszył!
I ludek roboczy doznał jego klęski,
Brakiem zarobku sprawił żywot ciężki.

Całą nadzieję Ligoń pokłada w Bogu:

On pysznych zniży, da łaskę pokornym,
On nad wrogami da zwycięstwo wiernym.
Ich tu uciechy niby dym przeminą,
Lecz dzieła Boskie nigdy nie zaginą.

I bramy piekła Kościoła nie zmogą,
Największe wrogi wiary nie przemogą,
Ani języka nie zniszczą naszego,
Bo to są dzieła Boga wszechmocnego.

Prawdać, że cierpieć dużo nam wypada,
Lecz tak Bóg żąda, który wszystkim włada.
Zgadzajmy się zatem z świętą Jego wolą,
Ofiarujmy Jemu tę naszą niedolę!