Strona:Emil Szramek - Juliusz Ligoń.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niech Bóg kieruje mą słabą siłą,
Żeby ta praca była wam miłą.

Oświata ludu dla Ligonia nie była czczym frazesem, ale rzeczywistym ideałem. Wzruszającym tego dowodem są słowa, napisane w największej biedzie, gdy właśnie był dokończył książeczkę o Sobieskim:

„Nakładcy nie mam i kto wie, czybym znalazł; chodzi mi zaś przede wszystkim o oświatę naszego ludu, dla któregoch to napisał. I gdybym był możnym, dałbym drukować swoim nakładem i nawet rozdałbym bezpłatnie pomiędzy ten lud; lecz że jestem biedakiem, dlatego, myślę, nikt mi za złe nie weźmie, że za napisanie żądam choć tylko kilka marek, żeby nimi głód żony zaspokoić, która nad nim płacze. Jeżeli zatem nie trafi się nakładca, niechże to pozostanie leżeć jako świadectwo, że miałem dobre chęci, lecz zbywało mi na siłach do ich wykonania.” (29 VII 81.)

Ponieważ pierwszym stopniem oświaty dla Górnoślązaków jest nauka czytania i pisania polskiego, Ligoń, gdziekolwiek mógł, wciskał elementarze. W roku 1881 otrzymał od Towarzystwa Czytelni Ludowych aż 2000 elementarzy polskich do rozdania; frasował się tylko, aby mu policja, dowiedziawszy się przedwcześnie, nie skonfiskowała całego zapasu.