Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XIII.
Niech żyje czerwona Republika!

Proklamacye i dekrety Prezydentury zostały ogłoszone w Katlarze. Żandarmi przechodząc tędy sami je rozlepili na budynku merostwa. Po drogach i ulicach wioski przechadzały się żółte lederwerki i stosowane kapelusze dla dodania odwagi obywatelom dobrym a dla przestrachu i przestrogi obywateli złych. Była to wystawa aparatu przemocy państwowej. Mimoto kraj nie czuł się bezpiecznym. Wojsko skonsygnowane po kasarniach, oczekiwało z bronią w ręku wybuchu natychmiastowego rozruchów. A czemże byłyby wobec nich szabelki strażników polnych w Prades, dobre ledwo do wyrębywania kapusty, lub nawet pałasze żandarmskie? Biada sutannom i surdutom mieszczańskim, gdyby czerwoni byli wzięli górę choćby na jeden dzień. Reakcya wykonała pierwszy zamach... cios straszny zadano Republice, ale odwet był bliski, powstanie groziło. Wszyscy konserwatyści trzymali się na posterunkach... czekali. W całym kraju, po wsiach zarówno jak po miastach panowała cisza tętniąca trwogą.
Bogacze, zarówno chłopi jak mieszczanie nie śmieli wytknąć z domu nosa. Jacyś nieznani ludzie włóczyli się nocami i znaczyli kredą krzyżyki na drzwiach domów, które temsamem, jak są-