Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stulisz pyska, natychmiast cisnę cię do tej studni. To cię ochłodzi!
— »Czarownico!« Nazwał mnie czarownicą, a ty na to nic Sabardeilh? Pozwalasz by znieważano twoją żonę. Co? Czekaj, dam ja ci... Masz... oto prezent dla ciebie!
Wymierzyła mu tęgi policzek, ale nauczyciel sparował go zręcznie ręką. Był przyzwyczajony do tego gestu.
— »Czarownico!« — mruczała —... ho... ho... Jojotte, zapłacisz ty mi za to słowo! Poczekaj!
I popychając męża, zakończyła:
— Dalej, marsz do szkoły nędzniku, marsz do szkoły wyrodny mężu... a wam... — zwróciła się do pozostałych — nie radzę przychodzić tu w odwiedziny... nie radzę!!
— Dajże pokój... — wybąknął struchlały Sabardeilh...