Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wiedzieli nic! Jesteśmy na drodze do Eus, założę się, że wiedziecie nas do groty »Śpiących rycerzy«.
Wstąpili na wzgórek, potem weszli po kilku schodach nierównej wysokości, zstąpili nadół i pochód się zatrzymał. Szmer licznych głosów dochodził, tętnił jak pod sklepieniem piwnicy. Przewodnik puścił rękę nauczyciela.
— Nasi bracia z Katlaru! — oznajmił.
— Dobrze — rzekł głos jakiś — odwiążcie im oczy!
Chustki opadły. Ukazała się grota oświecona dymiącemi smolnemi pochodniami, oprawionemi w lichtarze. Jojotte nie mylił się, zgromadzenie odbywało się w grocie »Śpiących rycerzy«. Była to szczelina skalna, zamykająca wąwóz wcięty w płaskowzgórze Comes, była nie duża i nie było z niej wyjścia dalej. Służyła za schronisko pasterzom w porze paszenia bydła. Legenda głosiła, że... bruxas... odbywają w niej nocną porą swe orgie szatańskie i łatwowierność górali czyniła z tej miejscowości pewną kryjówkę dla spiskowców. Za żadne skarby świata żaden z okolicznych mieszkańców nie byłby się pojawił nocą w jej pobliżu, a nawet hałas i błysk świateł, gdyby ktokolwiek je zauważył, byłyby tylko dodały skrzydeł uciekającemu w najwyższym strachu biedakowi.
To połowiczne bezpieczeństwo nie przeszkodziło jednak spiskowym uzbroić się od stóp do