Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szydził Ramon. — Jeśli nią zechcesz obywatelu bronić Francyi przed zamachem stanu, to..
— Ależ nieszczęśnicy! Cóż chcecie zrobić, czegóż dokażecie bez organizacyi, bez dyscypliny?
— Bez organizacyi? Ależ pan chyba nie wiesz jak sprawy stoją. Czyś pan nigdy nie słyszał o stowarzyszeniach?
— Jakich znów stowarzyszeniach?
— Stowarzyszeniach tajnych do stu dyabłów, o armii powstańczej! Gotowa do boju. Na całym obszarze Pays Bas niema wsi ani miasteczka, któreby nie miały swej sekcyi, sformowanej w pułk. W Hérault samem jest naszych dwadzieścia tysięcy, tyleż w Aude, razem czterdzieści tysięcy, podzielonych na centurye, plutony z hasłami, oznaczonemi miejscami zbornemi, znakami, po których można się rozpoznać. Wszystko to będzie funkcyonowało w dniu oznaczonym, jak zegarek. Tymczasem czyszczą wszyscy strzelby myśliwskie, leją kule, robią proch. Dla tych, którzy nie mają strzelb, kowale ostrzą widły, szable, wyproszczają kosy, osadzają sierpy na tykach. Jesteśmy gotowi, mówię wam obywatele, i gdy reakcyonaryusze na nas napadną, opalimy im wąsy na gębach, jako żywo!
— Nalałeś mi balsamu w duszę — dziękował dragon. — Siedzieliśmy tutaj, ot jak głupcy, chwytając rękami puste powietrze. Hej, hej, teraz pójdzie się ramię w ramię!
— Nie mielemy językami na zebraniach, w sto-