Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdyby wszyscy republikanie byli tak zdecydowani jak p. Malfré... to zapewne! — skonstatował nauczyciel. — Ale obywateli jemu podobnych coraz mniej.
— A cóż mówi »Reforma«? — spytał Jojotte.
— »Reforma«? Mój kolega Castaséque nie dostaje już tego pisma... zakazano. Nie powiedziano wprawdzie wprost, by przestał abonować, ale dano do zrozumienia, że dziennik ten źle jest widziany przez Administracyę.... i Castaséque zastosował się....
— To człowiek podły! — krzyknął dragon.
— To ojciec rodziny, — odrzekł Sabardeilh — nie zapominajmy, że ma czworo dzieci do wyżywienia. Ale koniec końcem, to przykre, nie będziemy już wiedzieli co się dzieje.
Brak ulubionego dziennika martwił i obezwładniał nauczyciela. Poddający się łatwo suggestyi słowa pisanego, Sabardeilh wahał się, gdy przyszło do czynu, bał się zawieść, bał obrać fałszywą drogę.
— Będziemy się kierowali podług nosa proboszcza — zażartował Jojotte. Jestto barometr niezawodny; wystarczy mi patrzyć nań, gdy czyta dziennik, jeśli spraw a Republiki górą, nos jego się wydłuża.
— Obawiam się, by nie stracił nosa zupełnie — rzekł nauczyciel, a potem wzdychając dodał: Oszczędzajmy go moi przyjaciele, gadzina gotowa mnie jeszcze zdenuncyować w Administracyi!