Strona:Elwira Korotyńska - Miłość Macierzyńska.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny, połamane badyle świadczyły o okrutnej walce, jaką stoczył z wrogiem król puszczy.
Zabito go pewnie, gdy szukał pożywienia dla siebie i swej rodziny...
Zdarto zeń to przepiękne złotopłowe futro, do którego tyle razy przytulała swą głowę...
Śmierć zamknęła mu oczy, te mądre, dobre oczy, które z takiem przywiązaniem patrzały na nią i na ich dzieci...
Zaryczała biedna lwica tak boleśnie, że aż z nor powysuwały główki pomniejsze zwierzątka, a w powietrzu przeleciał jakby wiew rozpaczy, jakby jęk wszystkich pokrzywdzonych stworzeń, osieroconych ich dzieci...
Ryk lwicy był tak wstrząsający, że aż doszedł do jaskini, gdzie tuliły się do siebie trzy sierotki. Wskoczyły i z piskiem dobiegły do otworu, a niepomne zakazu przekroczyły wyjście ku nadchodzącej matce.