Strona:Elwira Korotyńska - Miłość Macierzyńska.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lwica szła, chwiejąc się i rycząc. Łzami nabiegłe oczy padły na tych troje i jakby w obawie, żeby i tych jej nie odebrano, czemprędzej skryła się z niemi do pieczary.
Tymczasem lwa wieziono do wielkiego miasta.
Nie zabito go, jak sądziła osierocona lwica. Raniono go tylko, aby obezwładnić i uleczywszy pokazywać w zwierzyńcu za kratą.
Lew bronił się zaciekle. Związano go po wydobyciu i spętaniu z jamy, którą wykopano, włożywszy na przynętę biedne małe jagniątko.
Biedny lew! Nie ujrzy więcej suchych traw pustyni, nie zobaczy błękitu rozpalonego nieba, nie zaryczy tam donośnie...
A najstraszliwsze to, iż nie ujrzy więcej swej ukochanej żony i dzieci...
Wcisnął się zrozpaczony w kąt klatki, do której go wsadzono i zamglonym