Strona:Elwira Korotyńska - Dziecięce lata Kościuszki i Poniatowskiego.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA I.

Józef Poniatowski, potem Kościuszko i Michałek.
JÓZEF (siedzi zadumany). O, czemuż nie jestem już w w wieku, w którym iść można i walczyć... Czemuż choć jednego tyrana zgnieść swemi dłońmi nie mogę?
A jednak... Krzywousty miał lat dziewięć dopiero i poszedł na wojnę i cudów męstwa dokazywał... a ja starszy przecież od niego i siedzieć bezczynnie muszę, a siłę i męstwo mam dorosłego młodziana...
Ojczyzna w niebezpieczeństwie! ojczyzna kona i płacze, a ja syn jej miłujący i wierny iść na ratunek nie mogę... I czemu? bom za młody.
Alboż za młody ten, co setki bólów serdecznych za wolność prawdziwą już przeżył? Czyż nie trudniej ustawicznie boleć i nad losami ojczyzny rozpaczać?...
O! stokroć łatwiej byłoby walczyć i wrogom głowy ścinać... Ot tak! (chwyta pałasz i zaczyna nim machać w powietrzu, nie słysząc że wchodzi Kościuszko).
KOŚCIUSZKO. A to co? Kogo to m asz niewidzialnego pod ręką, że tak tniesz w próżnię zawzięcie? Muchy ci dokuczają czy komary? O! to uprzykrzone owady!...
JÓZEF (w zapale). Kogo tnę? O wiesz