Strona:Elwira Korotyńska - Dziecięce lata Kościuszki i Poniatowskiego.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —

gów? Gdy pytałem księcia, dlaczego nie tworzą zastępów i nie wyruszają na wroga, odrzekł, że nie czas jeszcze. Nie czas miłować ojczyzny? toć to samo znaczy, co i jej nie ratować! Ach! gdybym miał stajnie pełne koni, jak inni, gdybym mógł czerpać ze skarbca, jak magnaci... uratowałbym Polskę!... (pukanie) Proszę! Otóż i wy moi pożądani towarzysze...
KILIŃSKI. Przybyliśmy na twój zew, Józefie!
KOŚCIUSZKO. Jak się miewasz? Wróciciłem już z mej wycieczki po wsiach. Lud chętnie by poszedł, ale nie ma wodza... nienawidzą moskali.
KILIŃSKI. Mówisz, że i bez broni, wroga pobiją...
KOŚCIUSZKO. Wyostrzyliby kosy i marsz na wroga!
KILIŃSKI. Nawet baby rwą się do walki?
JÓZEF. A z czemże pójdą?
KOŚCIUSZKO. Sierpem będą ścinały głowy!
KILIŃSKI. Dzieci też chętne do walki... Słyszałem jak mówili, iż z łukami wyruszą na nieprzyjaciela... Ale co tu mówić! tu wojska trzeba, wojaków uzbrojonych nie w widły i kosy, nie we wrzeciona i sierpy, lecz w pałasze i kule — trzeba wojsk wyćwiczonych i mężnych...