Strona:Elizabeth Barrett Browning - Sonety.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXXVI

Gdyśmy się po raz pierwszy spotkali — kochali,
W marmurze na zdarzeniu tem budować skora
Nie byłam. Chyba minie wnet miłości pora,
Wahającej się z troski w troskę? — Choć nam dalej

Złocił się zdała droga światłem, pierś się żali,
Od smutków ciągłych drżąca, i, niewiarą chora.
Bałam się skinąć palcem. Dziś odeszła zmora:
Silna jestem, pogodna... Lecz powrotnej fali

Lęku — Bóg, zda się, każe rość. Miłości śluby!
O, niechby nigdy moje nie zgarnęły dłonie
Cienia pieszczoty, która między nas, mój luby,

Padła, niezasłużenie, gdy zgasł żar w twem łonie.
Miłości, zdradź mię! jeśli prowadzisz do zguby
Choć jednę radość, która w jego losach płonie.