Strona:Elizabeth Barrett Browning - Sonety.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXVII

Ty mój, ty mój Najdroższy, coś mię nad pustkowie
Mielizn ziemskich, gdziem więdła, dźwignął, tchnął wiew iny
Wiew życia, w mych kędziorów nikłe plątaniny
Nad czołem, aż wróciłeś aureolę głowie,

Aż błysła, jako widzą Pańscy aniołowie,
Pod zbawczym pocałunkiem twym! Drogi, jedyny,
Panie mój, coś się do mnie zjawił tej godziny,
Gdy świat zniknął; mniemałam, w Bogu się odnowię,

Aż wtem Ciebie znalazłam! I radość w udziele
Mam odtąd, sił dostatek. Jak ów, co z siedliska
Śmierci przeszłość ocenia ciężką, w asfodele

Zmierzchowe błądząc, — tak ja, dumy dzisiaj bliska,
Świadczę, pomiędzy dobrem a złem stojąc, wiele
Miłość, jako Śmierć mocna, zarówno odzyska.