Strona:Elizabeth Barrett Browning - Sonety.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXVI

Żyłam, biorąc sny własne swe za towarzysze,
Zamiast mężów i niewiast, żyłam tak przed laty.
Dobre z marzeń tych druhy, gdy nad dźwięk skrzydlaty
Sennej pieśni, ton inny serca nie kołysze.

Ale wkrótce pył ziemski wtargnął w ich zacisze,
Zbrukał purpurę sukien, zmilkły poematy.
Jam słabła, ślepła, z dolin gdym ścigała światy
Niknących oczu wizyj. Wtem ciebie posłyszę —

Szedłeś, byś był, czem być się zdały. Pieśni tony,
Przepych, jaśń (wszystko takież, choć w lepsze się zmienia,
Jak szum rzeki źródlanym czarem uświęcony)

W tobie się zjednoczyły, więc z piękna strumienia
Piję i już mi nie brak nic do pełni onej:
Dar Boży najcudniejsze zawstydza marzenia.