Strona:Elizabeth Barrett Browning - Sonety.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXIV

Niech ostrość świata będzie nam, jako złożony
Klingą do klingi nóż ten, nie zadając męki,
W dłoni Miłości skryta, dziś ciepłej i miękkiej, —
Niech pierzchną waśni ludzkie w oddalone strony,

Gdy ostrz zwarciem nóż klasnął. Opleć mię ramiony —
Życie skłania się życiu; rozpierzchły się lęki;
Urokiem dobrym od złej światowców paszczęki,
Niemocnej szkodzić, chociaż jadem zarażonej,

Bronisz mię. Bytów naszych liljowe kielichy
Śnieżyście niechaj wzrosną ponad czarne złoże,
Skąd czerpią, niedostępne, moc, i na przepychy

Zdają się ros niebieskich; niech wzbiją się hoże,
Proste — od ludzkich wolne rąk, na wyży cichej.
Li Bóg, co nas wzbogacił, zubożyć nas może.