Strona:Elizabeth Barrett Browning - Sonety.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IX

Czy słuszna jest, by człowiek dawał tylko tyle,
Co dać mogę! Pozwalał, byś w gorzkiej ozdobie
Łez, tak bujnych, jak moje, trwał na lat mych grobie,
Co zmartwychwstają ciągiem westchnień, kiedy chwile

Umartwień długich wspomną wargi, zrzadka mile
Zdobiące się uśmiechem dla cię? O, w żałobie
Trwóg, wołam, iż niesłuszna! Nie jesteśmy sobie
Równi, by kochankami być; wyznam, i chylę

Czoło w smutku, bo lichość darów czyni ze mnie
Niewdzięcznika. Niestety! w rozstania godzinie
Purpury twej nie zbruczą pyłów moich ciemnie,

Jadu nie wleję w kryształ wenecki, gdyż ninie
Miłość swoją ujawniać — byłoby nikczemnie.
Kocham jeno! zwól — w ciszy cię miłość wyminie.