Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gało to ich zaciętość. Łajali i klęli. Nakoniec Aleksy pierwszy, potem bednarz, najzaciętsi lub najsilniejsi, pochwycili go tak silnie i zręcznie, że żadnego już poruszenia uczynić nie mógł.
— Postronków! — zawołali — hej baby! postronków dawajcie!
Ale Krystyna ramion nie rozplotła. Patrzyła, patrzyła, a zamyślone jej oczy zdawały się powtarzać:
Taki i tego kiedyściś matka na rękach swoich nosiła i kołysała!
Od krawędzi komina dygocący głos uśpionej baby zanucił:

«Nie grajcie braciszkowie, nie grajcie,
Serduszka mego nie targajcie...»

A zpomiędzy gromady chłopów głos pokorny, błagalny, od trwogi dygocący przemawiał:
— Puśćcie mię ludzie, jeżeli Boga w sercach macie, jeżeli zbawienia duszy żądacie, puśćcie. Ja wam nic złego nie zrobię, pójdę ztąd, zaraz pójdę, na wieczne czasy z oczu wam przepadnę, tylko puśćcie, oj, puśćcie...
Parobcy zaśmieli się szydersko, groźnie i dalej o postronki do bab wołali, ale starego Mikułę dygocący, błagalny głos, który pośród