Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bije, oj, jak bije i uspokoić się nie może! — jęczała.
Wielka Ulana kroplisty pot z czoła ocierała.
Wszystkie wyrzekały.
— Oj, kab ciebie Aleksy... żeby takiego strasznego człowieka śród nocy wspominać... jeszcze nie daj Boże czego i wywróżysz! jeszcze i naprawdę kiedy przyjdzie...
— A przyjdzie! Z takim wielkim, ostrym nożem przyjdzie! — zażartował jeszcze młody chłop.
— Aj! — krzyknęło znowu parę głosów.
Hodzi! — stanowczo wymówiła Krystyna i w silniejszy ruch kołowrotek swój puszczając, dodała; — ot, zaśpiewajmy lepiej.
Głos miała piękny, rozległy, poważny, jak cała jej postać; wiedzieli wszyscy, że choć od szesnastu już lat mężatką była, śpiewać lubiła bardzo. Równą, długą nić powoli snując z kądzieli, rozgłośnie, poważne zawiodła.

«Oj woły moje, da połowyje,
Czemuż wy nie orecie,
Oj, leta moje, leta mołodzieńkie,
Czemu wy marnie idziecie...»

Chór głosów różnych: srebrnych i czystych, piskliwych i fałszywych, zgodnie przecież podjął: