Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   30   —

z nich okrzyk. Nie podnosząc przecież oczu na męża, ponuro szepnęła:
— Pozostaw mnie, Wespilionie, z tą, która była i na zawsze była-by — moją.
Zdumiony i urażony, wypuścił z dłoni swych rękę jéj, która bezwładnie opadła pomiędzy fałdy jéj sukni i odszedł. Do Labeona który w dniach tych nie odstępował go wcale, rzekł:
— Boleść niezmierna pomieszała jéj zmysły. Czas ją uleczy.
Innym razem, gdy najsłynniejsi artyści Rzymu, otaczając Wespiliona, naradzali się z nim nad godłami i ozdobami, któremi okryć mieli grobowiec jego córki, uczuł on chęć zasiągnięcia zdania Turyi i obowiązek zapytania jéj o jéj we względzie tym wolę. Przywykły do dzielenia się z nią każdym swym zamiarem, szedł do niéj i teraz, a za nim postępowali mistrze budowniczéj, snycerskiéj i malarskiéj sztuki, z którymi rozmawiał on z poufałością i szacunkiem. Turią znaleźli znowu w atrium, gdzie, skryta za kolumną, splatała dla córki świeże wieńce z róż i cyprysu, a siedząca u stóp jéj Atia, wybierała i podawała jéj kwiaty. Oczy miała suche, twarz martwą i okrytą wyrazem ponurego zamyślenia. Ujrzawszy nadchodzących, wstała i uważnie, w milczeniu wysłuchała artystów, przedstawiających jéj pomysły swe i plany. Czy chciałaby, aby grobowiec młodziutkiéj Wespilii posiadał